Organizujemy konkurs na blogi lipca ze spisu homoerotycznych, wszystkich chętnych do udziału w zabawie zapraszamy tu: http://homoerotyczne-ankiety.blogspot.com/

środa, 3 lipca 2013

Wywiad z Dream Winchester

WYWIAD Z DREAM WINCHESTER

przeprowadzony przez Coco.

Jeśli ktoś nie zna Dream Winchester, a lubi tematykę guy/guy, odsyłam na Rzeczywistosć bywa złudna. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów tego typu opowiadań.
Dream jest autorką wielu tekstów - począwszy od fanfików, na opowiadaniach autorskich kończąc. Niedawno wydała również swoją pierwszą powieść, którą można kupić na stronie wydawnictwa mangowo-literackiego The Cold Desire (odnośnik tutaj: klik!).
Ja miałam przyjemność śledzić jej rozwój od dobrych kilku lat i wiecie co? Z przyjemnością mogę uznać, że Dream jest autorką, która nie stoi w miejscu, stara się wciąż rozwijać swój warsztat pisarski i chce się doskonalić. 
Przedstawiam Wam rozmowę z nią.





– Od jak dawna piszesz?

Ciężko powiedzieć. Nie pamiętam momentu, w którym zaczęłam swoje pierwsze, dziecięce jeszcze wtedy, myśli spisywać na kartki. Miałam może z dziewięć – dziesięć lat? Coś koło tego. Jednak swoje prawdziwe „pisanie” uznaję od momentu, w którym napisałam „Zostawić rzeczywistość”. Tekst z perspektywy czasu ma dla mnie swoje minusy, jednak nie mogę zaprzeczyć, że było dla mnie dużym krokiem. To wtedy stwierdziłam, że pisanie jest tym, w czym chcę się podszkolić.

– O czym pisałaś w wieku 10 lat? Zachowałaś swoje pierwsze teksty? Wracasz do nich czasami? Jeśli tak, co myślisz, czytając je?

Trzymam w szafie swoje pierwsze opowiadanie. Nie miało tytułu, ale opowiadało o czarodziejce, która trafia do szkoły magii. Było tak naiwne, że aż słodkie. Czytuję je, kiedy sprzątam w szafie. Z jednej strony jestem zażenowana, a z drugiej przypominam sobie, że przecież byłam dzieckiem, miałam prawo myśleć tak, a nie inaczej.

– Co skłoniło cię, żeby zacząć pisać?

Książki. Jak byłam dzieckiem, stanowiły mój mały świat. Mama musiała wyznaczać mi „dni na czytanie”, gdyż ignorowałam wszelkie inne obowiązki. Dniem na czytanie stały się piątki i soboty, do teraz nie zapomnę, że szłam spać po trzeciej, bo „skoro zaczęłam, to należy dokończyć”.

– Jaka książka z dzieciństwa zrobiła na tobie największe wrażenie?

„Dzieci z Bullerbyn”. Lubiłam do niej powracać. Wiem, że czytałam ją trzy razy. Pierwszy raz na lekcje, drugi w ferie pomiędzy piątą klasą, a szóstą, a trzeci w wakacje między szóstą, a gimnazjum.

– Zaczynając swoją przygodę z pisaniem, przypuszczałaś, że za kilka lat wydasz książkę?

Może nie przypuszczałam, ale z pewnością to było moim marzeniem. Chyba każda osoba pisząca opowiadania, lepiej lub gorzej, chciałby wydać książkę. I nadal o tym marzę. Chciałabym kiedyś zobaczyć jakąś swoją książkę na półce w Empiku.

– Wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?

Najbliższą tak, chociaż coraz trudniej wychodzi mi pogodzenie pisania ze znajomymi. Często też to oni wygrywają i kończy się tym, że przez miesiąc nawet nie zerkam do plików tekstowych. Nie wiem, co będzie za kilka lat. Ale liczy się tu i teraz. A tu i teraz jeszcze piszę i mam zamiar się rozwijać.

– Jak reagują twoi znajomi na to, że publikujesz opowiadania miłości homoseksualnej między dwoma mężczyznami? Że wydałaś powieść o tej tematyce?

Wszyscy, którzy znają mnie lepiej, wiedzą, że jestem osobą tolerancyjną, że lubię czytać książki LGBT i oglądać filmy. Nawet moja przyjaciółka, która kompletnie w tym nie siedzi, od czasu do czasu coś ze mną obejrzy. Czytała nawet tekst do antologii, o którym już kilka razy wspomniałam.
Niektórzy moi znajomi przeczytali nawet książkę. Powiedzieli mi szczerze, że tego by się po mnie nie spodziewali, ale nie wydawali się być zniesmaczeni. Może zdążyłam już ich na to przygotować moim ciągłym paplaniem o niedawno obejrzanych filmach J.

– Napisałaś wiele opowiadań, które z nich jest twoim ulubionym? Do którego masz największy sentyment?

Bezapelacyjnie „Książę”. Nie pamiętam, żeby mi się kiedykolwiek, cokolwiek pisało tak lekko, jak właśnie to opowiadanie. Wydaje mi się nawet, że miało bardzo duży wpływ na mój obecny styl. To przy „Księciu” nauczyłam się opisywać.
A największy sentyment mam do „Zostawić rzeczywistość”, chociaż nie uważam go za udany tekst, wręcz przeciwnie. Ale jednak spędziłam trochę czasu z bohaterami tego opowiadania i zauważyłam, że bardzo lubię poświęcać swój czas opisowi mojego rodzinnego miasta.

– Czego nauczyłaś się przy „Zostawić rzeczywistość”?

Że „polskie” nie oznacza „gorsze”. Wtedy byłam jeszcze aktywną „fanką” yaoi, a yaoi, jak wiadomo, obsadza się zazwyczaj w Japonii albo, od biedy, w USA. Nigdy w Polsce, a przynajmniej tak było, kiedy zaczynałam pisać ZRz. Mało która autorka yaoi wybierała Polskę jako miejsce akcji. Bo co niby jest w niej ciekawego?
A teraz nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym pisać o Japonii czy Korei. Jestem też zła, że na akcję „Nieba nad nami” wybrałam USA… Ale przynajmniej wiele dowiedziałam się o Nowym Jorku i coraz bardziej pragnę odwiedzić to miasto.

– Które z twoich opowiadań sprawiło ci najwięcej trudności? Jest jakieś opowiadanie, którego najzwyczajniej w świecie nie lubisz?

Najwięcej trudności sprawiło mi opowiadanie „Za zamkniętymi drzwiami”, chociaż nawet jeszcze nie jest zakończone, a na blogu pojawił się raptem pierwszy rozdział. Nie pamiętam, żebym jeden rozdział pisała około miesiąca.
A nielubiane opowiadanie? Oczywiście, że takie mam. Jest nim „Wilczy skowyt” i „Beautiful lie”, ale to oczywiście przez perspektywę czasu. Nigdy nie wrzuciłabym do Internetu czegoś, co mi się nie podoba.

– Czym się inspirujesz, pisząc opowiadania?

Moje teksty to zazwyczaj obyczajówki. Nie czuję się w fantasy, bo nie potrafię kreować świata. Za inspirację posługują mi zwykłe, codzienne zdarzenia. Zapchany, śmierdzący autobus, w którym to muzyka sącząca się z słuchawek miesza się z odgłosami rozmów, czy nawet nudna lekcja w liceum. A także wydarzenia, w których ja brałam udział. Niektóre sceny z opowiadania są wycinkami z mojego życia, po, oczywiście, odpowiedniej przeróbce. Nigdy nie chciałam pisać biografii.

– W „Zostawić rzeczywistość”, „Słońcu za chmurami” i „Za zamkniętymi drzwiami” pojawiło się twoje rodzinne miasto, Bydgoszcz. Trudno było je opisać? Myślisz, że udało ci się oddać jego klimat w swoich opowiadaniach?

Czy udało mi się oddać klimat? Powiem szczerze – nie wiem. To pewnie zależy od czytelnika. Jeden uzna, że zawaliłam, a inny wręcz przeciwnie.
Opisy Bydgoszczy są najłatwiejszymi opisami, jakie piszę. W końcu znam miasto na pamięć, nietrudno przelać myśli na kartkę Worda.

– Wiem, że interesujesz się hodowlą psów. Zamierzasz napisać jakiś tekst oscylujący przede wszystkim wokół tego tematu?

Kiedyś nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że dla czytelnika mogłoby być to niezbyt ciekawe. Jak na razie skupiam się jedynie na „psim bohaterze”. W wielu moich opowiadaniach pojawia się właśnie czworonóg, którego występowanie w tekście jest niemal niezbędne.

– Którą ze stworzonych przez siebie postaci lubisz najbardziej?

Aleksandra Lisieckiego. Czytelnicy znają go dopiero jako „Olek z szablonu”. Przygoda z Olkiem zaczęła się, kiedy Kohaku narysowała dla mnie pana, którego postanowiłam tak nazwać. Później zaczęłam pisać opowiadanie do antologii i od tamtego momentu Olek cały czas „żyje”. Teraz czeka, aż spiszę jego historię… Trochę sobie facet poczeka.
Oprócz niego jest jeszcze Mateusz ze „Słońca za chmurami”, chociaż w myślach określam go trochę jako hipstera.

– Jaki jest twój ulubiony pisarz?

Jeszcze kilka dni temu odpowiedziałabym, nawet się nie zastanawiając, Michał Witkowski. Ostatnio jednak moje serce podbił Bartosz Żurawiecki i nie mogę się zdecydować, którego z pisarzy cenię bardziej.

– A którego z pisarzy najbardziej podziwiasz za styl i umiejętności narratorskie?

Michała Witkowskiego, chociaż najpierw był Marcin Szczygielski i to na jego narracji próbowałam się wzorować. Pana Michała podziwiam za swobodę. Nie tylko czyta się lekko, ale przy jego tekstach mam wrażenie, że stoję obok i jestem obserwatorem.

– W świecie blogosfery, który autor opowiadań jest twoim ulubionym?

Przyznam się szczerze i bez bicia – niewiele opowiadań czytam w Internecie. Wolę książki. Ale z pewnością jednym z autorów jesteś Ty, Koko. Lubię Twoje teksty za dynamiczną akcję, która mi przychodzi z bólami. Oprócz tego podziwiam jeszcze homoviatora, chociaż nie wszystkie jego opowiadania przeczytałam.

– Chciałabyś, żeby zekranizowano twoje opowiadania/powieści? Jeśli tak, masz jakieś typy aktorów, którzy zagraliby poszczególnych bohaterów?

Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale na pewno byłoby miło.
W roli Rafała ze „Słońca za chmurami” najchętniej widziałabym Roberta Christiana Bale albo Gerarda Butlera. Wydaje mi się, że potrafiliby oddać niezdecydowanie tej postaci i jej niechęć do jakichkolwiek zmian. Zaś co do drugiego głównego bohatera tego tekstu, Mateusza, to w jego roli obsadziłabym Josepha Morgana. A teściową, Mariannę, moją imienniczkę, to ja sama bym z chęcią zagrała.
Jeżeli zaś chodzi o niedawno zaczęte, Niebo nad nami , to w roli Deana widzę Jensena Acklesa. Ten aktor idealnie nadawałby się do tej roli. Dla Keitha pasowałby Jakub Gierszał, jednak nie z „Sali samobójców”. Keith jest wysoki i chudy, ale z pewnością daleko mu do subkultury emo. Jest punkiem, a przynajmniej kreuje się na punka. Czarne, roztrzepane włosy, tunel i trzy tatuaże, i Keith jak malowany. Pozostaje jeszcze kwestia Matta. Na Matta pasuje mi Black Thomas, tyle że w warkoczykach.

– Czy w swoich opowiadaniach kiedykolwiek kreowała jakąś postać na podstawie swoich znajomych albo kogoś z rodziny? (pytanie autorstwa Skidayo)

Żeby to raz. Jak już pisałam, inspiracje głównie czerpię z życia, nierzadko własnego. To chyba normalne, że nadaję postaciom cechy poznanych przeze mnie ludzi.

– Pisałaś już opowiadania obyczajowe, fantasy, sensacyjne, horrory i dramaty. Czy jest jeszcze jakiś gatunek, w którym chciałabyś spróbować swoich sił?

Czy to będzie dziwne, gdy odpowiem, że chciałabym spróbować wszystkiego? Po głowie chodzą mi jeszcze kryminały i thrillery, ale na to chyba trochę za wcześnie. Najpierw podszlifuję się w dziedzinach, które już liznęłam.

– Jak uważasz, jaka jest twoja mocna, a jaka słaba strona w pisaniu? Nad czym musisz jeszcze popracować?

Nie wiem, jaka jest mocna, ale słaba to na pewno akcja. Lubię wszystko przeciągać. Na rozmowy i wykonywane codziennie czynności mogłabym poświęcić cały rozdział. Czasem muszę powiedzieć sobie „dość” i łączę wydarzenia, które najchętniej rozpisałabym na pięć rozdziałów, w dwa.

– Jeśli chodzi o stronę czysto techniczną, ile stron jesteś w stanie napisać dziennie? Starasz się pisać regularnie, czy czekasz na uderzenie weny twórczej? Wpadłaś kiedyś w szał pisania?

Niedawno jeszcze napisałam dziesięć stron w ciągu dnia, co nie było dobrym pomysłem, bo nigdy nie zrobiłam tylu błędów. W szał pisania wpadłam przy pisaniu pracy do antologii wydawnictwa The Cold Desire, pierwszego tekstu o Aleksandrze Lisieckim. W tydzień napisałam całe opowiadanie, tj. trzydzieści stron.
Powiem szczerze, że raczej czekam na wenę. Nie lubię się zmuszać. Zresztą jestem człowiekiem bardzo leniwym. Nie lubię „musieć” wolę „móc”.

– Wiadomo, że opinia czytelników jest dla autora ważna. Jakie komentarze najbardziej inspirują cię do pisania?

Konstruktywne. Wytknięcie mi, co robię źle, a co wychodzi całkiem nieźle. Wtedy mam ochotę jeszcze ciężej pracować… Z drugiej strony wtedy też rodzą się pomysły na nowe opowiadania i mam ochotę rzucić to, co zaczęłam na rzecz „lepszego” nowego pomysłu.

– Wydaje mi się, że twój blog jest znany w społeczności opowiadań slash, więc oczywistym jest, że wchodzą na niego różni ludzi. Zdarzają się hejterzy? Co myślisz o takich ludziach? Jak reagujesz na "głupią krytykę"?

Patrząc na ilość obserwatorów też dochodzę do wniosku, że jest dosyć znany. Nie wiem, czy lubiany, ale znany na pewno.
Hejterzy każdego chyba spotykają. Było kilka śmiesznych przypadków, kiedy zarzucano mi, że opowiadanie jest złe, bo, uwaga, imię Gracjan jest be i fe. Na głupią krytykę nie reaguję wcale. Czasem uśmiechnę się pod nosem, czasem coś odpiszę i żyję dalej.

– Mówisz, że twoje życie jest inspiracją. Pytanie, które chciałabym zadać może wydać ci się bardzo osobiste, ale czy nastąpił w twoim życiu przełom, przez który zaczęłaś patrzeć na świat, ludzi, a przede wszystkim na pisanie inaczej niż wcześniej?

Niestety, ale tak. Teraz już na wszystko patrzę pod kątem opowiadań, ale z drugiej strony dzięki temu stałam się bardziej odważna. No i zawsze mam wytłumaczenie, kiedy robię coś nie do końca mądrego, że to „dla dobra opowiadań”.

– Jak zainteresowałaś się opowiadaniami o miłości homoseksualistów?

Niestety, ale najpierw było yaoi. Takie słodkie, sztampowe yaoi, które z LGBT wiele wspólnego nie miało. Ograniczałam się jedynie do opowiadań blogowych, czytania mang i oglądania anime właśnie spod znaku yaoi. Później jednak, za sprawą Silris, dorwałam się do słynnego serialu LGBT – „Queer as Folk”. W międzyczasie na TVN puścili jeszcze „Tajemnicę Brokeback Mountain” i poszło od sznurka, do kłębka. Zaczęło się wielkie oglądanie podobnych produkcji, aż w końcu mi to nie wystarczyło i zaczęłam sięgać po książki, zarówno polskich, jak i zagranicznych autorów, z wątkami LGBT w tle. Poznałam jeszcze kilku homoseksualistów i otworzyłam oczy, a yaoi pozostało tylko wspomnieniem.

– Co myślisz o legalizacji związków partnerskich w Polsce? Jesteś za czy przeciw?

Jestem jak najbardziej za. Uważam, że każdy ma do tego prawo, a płeć nie jest żadnym ograniczeniem. Zobaczymy tylko, ile na to poczekamy w Polsce.

– A adoptowanie dzieci przez małżeństwa homoseksualne?

I tak, i nie. Nie uważam, żeby homoseksualiści byli gorszymi rodzicami – broń Boże! Chodzi tu bardziej o społeczeństwo. Na chwilę obecną nie, bo jestem pewna, że większość Polskich dzieci wychowana jest w homofobicznych rodzinach. Ale, jeżeli coś by się zmieniło, to dlaczego nie?


– No i najważniejsze, kiedy możemy spodziewać się twojej kolejnej powieści?

Jak skończę „Niebo nad nami”, tak jak obiecałam na blogu, to może poznacie Aleksandra Lisieckiego i życie bydgoskiej młodzieży (licealistów i studentów) w wydaniu nieco punkowym. Bo podobno punk’s not dead. Trochę polskiej patologii też się znajdzie.
Obawiam się jednak, że szybciej możecie poznać Patryka i Kubę z opowiadania „Ja, ty i pies”. Chciałabym wydać to w formie ebooka.

Dziękuję Ci za rozmowę, trzymam kciuki za sukces "Słońca za chmurami", no i życzę Ci powodzenia w dalszej karierze pisarskiej. (Jak również dobrze zdanej matury!).

Również dziękuję. Było mi bardzo miło.

autor: Coco

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz